William Makepeace
Thackeray,
„Barry Lyndon”
Nic nie sprawia tak wielkiej
przyjemności, jak satysfakcja z siebie i swoich umiejętności. Oczywiście możną
ową satysfakcję doprowadzić do przesady, a jak wiemy tego typu „przesady” w
dziejach ludzkości różnie się kończyły. Przykładem tego radosnego
samouwielbienia jest z pewnością Redmond Barry z Ballybarry, bohater powieści
W. M. Thackeray, pt.: „Barry Lyndon”. Na jej podstawie Stanley
Kubrick nakręcił nagrodzony czterema Oscarami film. To jednak nie nagrody są
głównym powodem, żeby śledzić przygody najszlachetniejszego młodzieńca w
Irlandii. Jak na powieść łotrzykowską przystało, mamy tu: nieustanne zwroty
akcji, pojedynki, intrygi (te są prawdziwym majstersztykiem) zdrady oraz miłość
będącą raz ślepym zauroczeniem, a czasami tylko grą o słodko – gorzkim smaku.
Podążając za Barrym Lyndonem poznajemy ówczesny świat, który umiejętnie
żongluje pozorami dając naszemu „spryciarzowi” duże pole manewrów. Złudne
obietnice bez pokrycia napędzają tempo akcji tej szelmowskiej książki.
Nie zważając na nic i na nikogo
Barry zdobywa arystokratyczne dwory walcząc o należne mu w nich miejsce. Czy
rzeczywiści na nie zasługuje… Czytelnik
musi przekonać się sam śledząc przygody bohatera, którego dumą napawają
zarówno sukcesy jak i porażki. Wszystko to sprawia, że książka ta ma w sobie
humorystyczną lekkość i czyta się ją z „iskrą” w oku.
Gorąco polecamy! Z pewnością
książka W. M. Thackeray zaskoczy nas „przyjemnie”
swą aktualną analizą świata i ludzkich zachowań
P.S.
Dodatkowym atutem są małe smaczki
dotyczące Warszawy i Polski.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz